marzenia i samotność
A co, jeśli samotność, któregoś dnia przestanie przeszkadzać??
I nie będzie to spowodowane tą "drugą osobą".
Zmieniłem się w ciągu kilku lat.
Niby dojrzalszy, ale... coraz bardziej oddalam się od pewnego swojego postanowienia.
Kiedys... "mieć kogoś" oznaczało zdobywanie małych i większych doświadczeń. Nie specjalnie mi to wyszło.
Teraz... to już sprawa odpowiedzialności, pewności w działaniu...
Ale czy napewno?
Ciężko w ogóle o tym pisać, kiedy większość kontaktów opiera się na necie.
Juz nie siedze na 100 czatach, nie jestem zarejestrowany na 50 serwisach randkowych, nie odwiedzam po nocach blogów, szukając "kogoś".
Już nie.
Choć... czasami mi tego tak cholernie brak.
A nóż, znów bym trafił na kogoś... wyjątkowego... i znów byłyby nieprzespane noce, robienie czegoś... dla kogoś... znów te uczucie, ta nadzieja, emocje, tęsknota... przecież ja tego potrzebuje.
Bez tego czuje, że gnije...
Ale z drugiej strony, jeszcze bardziej dobija porażka, kolejna niewłaściwa osoba, w której widzi się coś pięknego, a tym czasem, któregoś dnia... po prostu... pufff... i nie ma nic.
Jak gitara bez strun, jak niebo bez księżyca...
Może po prostu za mało się staram...
"Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz."
W efekcie... nawet kiedy coś w życiu wychodzi, kiedy człowiek z czymś sobie radzi, wygrywa... to nie ma nikogo, kto dostrzegłby to... ciepło się uśmiechnął... czy nawet - po prostu był.
Spełniło się jedno z moich marzeń (to jednak jest możliwe), i mam ochotę podzielić się nim, z kimś... ale nie mam tego "kogoś"... aby się spotkać, aby ta osoba zobaczyła mój uśmiech.
Z jednej strony - ciesze się (spełnione marzenie), a z drugiej jestem przygnębiony (samotność).
Ale spróbuje dać sobie z tym wszystkim radę.
:)
Dodaj komentarz