znów...
Czytalem ostatnio archiwum rozmów z D.
I ten "pierwszy raz", kiedy napisała : "chciała bym sie teraz naprawde do Ciebie przytulić..."
Poczulem wtedy, że w końcu dostałem szasnę, że pojawił sie ktoś... wyjątkowy. Odrazu w mojej głowie pojawiły sie myśli, marzenia... że ja... i ona... że my...
ehhhh :(
Teraz siedzi w Warszawie.
To jej "nowy dom".
Nowe życie.
Czasami jak dostaje od niej SMSa... to... po prostu tęsknię za nią, za jej "wirtualnym uśmiechem", tylko taki było mi dane zobaczyć, choć próbowałem to zmienić. Chciałem ją zobaczyć, chciałem popatrzeć jej w oczy, może nawet przytulić...
Choćby jeden raz, jeden raz w życiu....
Wszystko się zmienia.
Zanim się obejrzę, to dostane SMSa : "byłam dziś z nim na spacerze, wiesz... usiedliśmy na ławce w parku, patrzył sie na mnie tymi ciepłymi oczami, był tak blisko... chyba w końcu jestem szczęśliwa".
Będziesz szczęśliwa Maleństwo...
A mi wtedy kapnie łza... nie jedna,
że byłem blisko, ale... czegoś mi zabrakło.
Nie kocham jej, ani nie jestem zakochany.
Szkoda tracić takie piękne uczucia w tym "wirtualnym świecie".
Ktoś podaruje jej wkrótce bukiet ulubionych kwiatów... stokrotek, niezapominajek, frezji, popatrzy w te brązowe, spragnione ciepła i namiętności oczy, chwyci ją za rękę i położy na swojej twarzy, po czym powie cichutko... "jesteś... dla mnie... wszystkim...".
Pociekną wtedy łezki... ale szczęścia, Twojego szczęścia.
A ja,
zostane tam,
gdzie moje miejsce...
To było "magiczne" pół roku, nie zdajesz sobie z tego sprawy, ile nocy o Tobie marzyłem...
Nigdy tego nie przeczytasz...
Ani nie dowiesz sie, ile dla mnie znaczyłaś...
Dziękuje.
I bądź szczęśliwa w tej Warszawie...
"Moja" mała gwiazdeczko...
:'(