co za dół...
Chciałbym stad wyjechać (tylko gdzie i za co?), zdala od tej rodziny (tzn. niektórych osób), zdala od... wszystkiego co mnie otacza. Nie dojde tu do niczego, nie jestem na nic gotowy, to zawsze będzie klatka, z której będę próbował uciec, ale mi się nie uda. Wiem już, co liczy się w życiu, które mnie otacza, świadomość, że mi tego nie dano sprawia, że ślepo wierze w coś, co nigdy nie nastąpi, błędne koło. Od długiego czasu robie to samo, mówię, piszę, pokazuje, że jest źle, że nie tak.
Od 15 lat, odkąd zdałem sobie sprawe z kilku fundamentalnych rzeczy, nie mam z kim o tym porozmawiać... bo ludzie chcą aby było pięknie, wesoło i pozytywnie, nie ważne jak jest, oby tylko było "pięknie, wesoło i pozytywnie".
W samotności, nie jestem sam, spotykam anonimów, czytam ich myśli, mamy tak samo... ale nigdy na siebie "nie trafimy".