jakie wakacje...
Skończyły się ostatnie wykłady na uczelni, co wcale nie oznacza, ze zaczeły mi się wakacje, mam jeszcze conajmniej 2 egzaminy (lipiec, październik i chyba wrzesień).
Słowo "wakacje" zmienia barwe, kiedy studiuje się zaocznie i na dodatek nie pracuje się :(
Nie mam kompletnie żadnych planów.
Nic.
Będę siedział w domu, przed kompem, może grał w kosza, czytał coś, itp.
Dobijające.
Chętnie chwyciłbym... wiadomo co... w dłoń i pojechał w kilka fajnych miejsc. Ale niestety... marzenia pozostaną na razie marzeniami. Nie starć mnie finansowo na ich spełnienie.
I znów zapowiadają się beznajdziejne wakacje.
No chyba, ze nastapi jakiś cud.
Panna Z. jest jakaś nie chętna na spotkanie, być może zbyt szybko jej o tym wspomniałem i sie dziewczyna speszyła. Choć w sumie nie prosiłem jej, nie nalegałem.
Prawdę mówiąc, zbytnio się tym nie przejmuje, będzie co ma być, dużo o mnie wie, bo dużo pyta, ale to nie jest chyba zaciekawienie, tylko raczej "badanie gruntu". Puki co, nadal do mnie pisze heh, nie wiem czemu, chyba się nie zraziła moją osobą, albo może nie traktuje takich znajomości poważnie i dopisuje bo jej się nudzi. Kto wie.
Ogólnie, fajna kobietka.
Tylko w moim odczuciu - chyba zbyt pewna siebie.
A ja lubie jak dziewczyna jest troche zagubiona, i takie tam...
Po prostu lepiej się czuje przy takich osobach.