Nie cierpię mojego ojca. Ten człowiek przypomina chodzącą głupotę. Cały czas narzeka, wyzywa, jęczy, wyje, zrzędzi... oczywiście na temat obstawiania meczów, bo jakiś kupon mu padł, bo "znów miał jeden błąd", itp. Cały czas obstawia i cały czas przegrywa.
To jest takie kurwa żałosne, że już nie mogę tego słuchać, dosłownie krew mnie zalewa, cały się trzęsę ze złości, kiedy tylko ten łupniak jebany zaczyna swoją serenadę.
Najfajniej jest (i chyba zawsze było) kiedy nie ma go w domu, cisza, spokój. A jak tylko głupol przyjeżdża... zaczyna się... "znów miałem jeden błąd", "czemu ja mam takiego jebanego pecha", "psie syny znów mi kupon popsuli". Albo idzie do kuchni i zaczyna wyć każdemu na około, że znów nie trafił i ile kuponów mu upadło, bo w ostatniej sekundzie ktoś strzelił bramkę, dlaczego on ma takiego pecha... i chcę aby każdy go słuchał kiedy narzeka.
I tak CO DZIENNIE PRZEZ OSTATNICH OKOŁO 5 LAT.
Kilkanaście lat temu cały czas chlał, wracał pijany i szedł od razu spać.
Sam nie wiem co lepsze, kiedy "nie miałem ojca" tylko pijaka, czy teraz kiedy jest, ale ciągle narzeka i zrzędzi.
Tak źle, tak nie dobrze.
Pierdolony "miruś z karteczką".
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jestem taki sam jak on i jego matka, czyli moja babka. Odziedziczyłem WSZYSTKO CO NAJGORSZE po nich. Ciągle narzekam, nic mi nigdy nie wychodzi, wszystko robię na ostatnią chwilę, nie mam znajomych, bo nikt mnie nie lubi, itp. On jest taki sam. Jego matka jest taka sama. Że też musiało to przejść na mnie. W dodatku odziedziczyłem w genach chorobę serca po babce.
Do tego można się przyzwyczaić, a nawet trzeba, bo ja nic w swoim życiu nie zmienię, będzie tak samo żałosne, jak moich "genetycznych przodków" (jeśli ktoś wie jak zmienić geny, to może mnie uratuje).
Ale... ten człowiek po prostu doprowadza mnie do szału. I ta notka jest napisana pod wpływem jego całodziennego pieprzenia i narzekania.
Jednak póki co, nie wszystko potrafi popsuć mi humor. Miałem już 5 wykładów na prawo jazdy i jestem zachwycony tą szkołą :-) Wykłady są prowadzone w sposób profesjonalny, nie są przesadnie długie (1,5 - 2 godzin), człowiek który je prowadzi rozmawia z nami, wypytuje się nas o różne rzeczy, przedstawia określone sytuację na drogach w naszym mieście, itp.
Dochodzę na piechotę, 30 min spacerkiem w jedną stronę, nie chcę mi się tłuc autobusem. Gdzieś w czerwcu zaczną się jazdy... wtedy będzie ciekawie... bo jak już wspominałem, nigdy nie kierowałem samochodem. Póki co nie mam stracha... ale to się zmieni hehe.
I jeśli zapracuje na swoje pierwsze auto (mniej więcej za rok, myślę), to na 80% będzie to...
;-)
Dzisiaj taka przejeżdżała przez moją ulicę...
Chodzą po 5000-6000zł